Co słonko widziało

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Korea Północna należy do najbardziej niedostępnych państw świata. Fakt ten rodzi niesłychany popyt na wizualne reprezentacje tego kraju. Co i rusz w sieci pojawiają się powstałe "z narażeniem życia" zdjęcia z wycieczek, dzięki którym reżim Kim Dzong Una zapewnia sobie dopływ dewiz. Czym innym jest jednak nakręcenie w Korei Północnej profesjonalnego filmu, to wymaga poparcia władz. Witalij Manski poszedł drogą kolaboracji zabiegając o możliwość nakręcenia filmu propagandowego. Udało mu się zgromadzić całkiem interesujący materiał, którego użył wbrew intencjom koreańskich decydentów. Jednak Pod opieką wiecznego słońca jest w większym stopniu filmem o zdradzieckich możliwościach obrazu niż o życiu oświecanym blaskiem bijącym z obliczy władców z dynastii Kimów.

Scenariusz przygotowany przez stronę koreańską opowiada o Zin-mi, uczennicy najlepsze pjongjańskiej szkoły, przygotowującej się do wstąpienia do Koreańskiej Unii Dzieci. Dziewczynka mieszka wraz z rodzicami w dużym mieszkaniu. Jej ojciec jest inżynierem w szwalni, zaś matka pracownicą w czołowym zakładzie produkującym sojowe mleko. Parapet okna z widokiem na monument zdobi kimndzongilia w pełnym rozkwicie, symbol szczęśliwego życia w najwspanialszym z państw. Manski od początku nie pozwala uwierzyć w tę idyllę, od razu słyszymy okrzyk "akcja", a ujęcia powtarzają się w różnych wariantach.

Na ekranie widzimy "asystentów" ustawiających aktorów, modyfikujących dialogi, zastanawiających się jakie słowa i działania pokażą Koreę w najlepszym świetle. Manski każe wierzyć, że to film nieludzką ręką stworzony, powstały z pozostawienia włączonej kamery. Reżyser ujawnia się tylko pod koniec filmu, kiedy rozmawia z dziewczynką grającą główną bohaterkę. Wniosek, będący jednocześnie podsumowaniem Pod opieką wiecznego słońca jest następujący, dzieci w Korei Północnej nie mają dzieciństwa. Jak na skalę tego dokumentalnego przedsięwzięcia to myśl wyjątkowo mało satysfakcjonująca, nawet biorąc poprawkę na ekstremalnie trudne warunki pracy. Ekipa wykorzystując podstęp nie tylko nagrała przygotowania do scen, ale też ukryła je przed cenzurę i przeszmuglowała przez granicę. Ze względu na rezygnację strony koreańskiej zdjęcia nigdy się nie zakończyły.

Bezsprzecznie wartościowa w zwycięzcy Millennium Docs Against Gravity jest warstwa wizualna. Pjongjang, utrzymany został w kolorystyce żywcem wziętym ze słynnej Matki Koreanki Wojciecha Fangora. Jednocześnie to miasto ze snu, z mgły i oparu. Całkowicie odrealnione, nawet wtedy gdy pokazane zostały nieinscenizowane zdarzenia jak nagrywane przez dziury w zasłonach spychanie trolejbusu. Poza tym jednym przypadkowym wydarzeniem w obiektywie Aleksandry Iwanowej, czy posługując się wewnętrzną logiką filmu, w obiektywie kamery, pojawiają się wyłącznie miejsca, obrazy i ludzie, których władza chce pokazać. Szkoła, fabryka, świętujący ludzie, ciąg kolejnych wizualnych reprezentacji koreańskiego raju. Wszystkie zostały rozbrojone, poprzez montaż lub dobór ujęć podkreślona została ich fałszywość.

Wydaje się, że na zatrzymaniu się w tym momencie, na pokazaniu lokalnych, właściwych dla tej konkretnej władzy, strategii kłamania obrazem, kończą się ambicje Witalija Manskiego. Nie ma co się dziwić, uzyskanie takiego materiału łatwe nie było, a jednak bezpośrednia rozmowa z Zin-mi podważa sens kręcenia Pod opieką wiecznego słońca. Prosząc dziewczynkę o powiedzenie wierszyka mającego podnieść ją na duchu reżyser słyszy deklamację patriotycznego poematu. Zin-mi wtedy staje się naprawdę obca, nieprzenikalna. Jaki jest więc cel odkrywania mechanizmów manipulacji, skoro i tak rozbiją się o wiarę? W gruncie rzeczy to taka sama turystyka, jak ta polegająca na odwiedzaniu koreańskiego odpowiednika wiosek potiomkinowskich. To pytanie jest istotne nie tylko w kontekście koreańskim, wszędzie zapatrzeni w słońce nie mogą zobaczyć nic poza blaskiem.

Zwiastun:

Zgadzam się, że film rozczarowuje na poziomie wniosków, choć ogląda się dobrze. Wydaje mi się jednak, że trochę nie doceniasz znaczenia ostatniej sceny. To akurat chyba najlepsza scena w filmie, bo widać w niej, to co skrywane jest normalnie pod pudrem inscenizacji - widać strach. Dziewczynka płacze, bo nawet tak mała dziewczynka wie, że żyje w kłamstwie i że musi udawać, bo inaczej jej rodzinie grożą prześladowania. Dla mnie zresztą całkiem istotną kwestią jest to, czy władze północnokoreańskie widziały ten film i czy nie pociągnął on za sobą jakichś negatywnych konsekwencji dla tej rodziny. Jeśli nie, to w porządku, ale jeśli pociągnął, to chyba nie było warto go kręcić, bo to zbyt wysoka cena, jak za film, który nie wniósł do naszej wiedzy o Północnej Korei niemal nic nowego.

A gdyby wnosił coś nowego to byłoby warto?

Trudno powiedzieć, ale przynajmniej byłoby o czym dyskutować.

Specjalnie nie poruszałem tematu odpowiedzialności dokumentalisty za "jego" bohaterów, bo takie jeremiady zazwyczaj są nudne i podszyte hipokryzją (powiem szczerze, że nie poszedłem protestować w obronie koreańskich pracowników niewolniczo harujących w Polsce za dewizy dla Kima). Jednak jak już jesteśmy przy takich pytaniach to trudno mi sobie wyobrazić rewelacje, jakie znalazłyby się w dokumencie usprawiedliwiające, nawet potencjalne, ryzyko zesłania kogoś do obozu. I jeżeli miałbym oceniać "Pod opieką wiecznego słońca" uwzględniając ten aspekt na pewno musiałbym kilka gwiazdek odjąć (sześć?). Z drugiej strony święte oburzenie ograniczające się do klepania w klawiaturę jeszcze nikomu nie pomogło, a i obraz zaciemnia, więc postanowiłem być ślepy i głuchy na moralne prawo reżysera do narażania Bogu ducha winnych ludzi.

Dodaj komentarz