Kino u wód: Komediowe requiem

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Przewodnik po Belgradzie ze śpiewem i łzami Bojana Vuleticia był jednym z najciekawszych bałkańskich debiutów ostatnich lat. Śpiewana komedia obdarzona była ogromną energią porównywalną z filmami Emira Kusturicy. W Requiem for Mrs. J młody reżyser robi wszystko, by odżegnać się od twórczości swojego mistrza sięgając po język slow cinema. Nie on pierwszy. To ruch charakterystyczny dla całego pokolenia filmowców, wystarczy wspomnieć o takich produkcjach jak Takie są zasady Ognjena Svilicicia czy Svi severni gradovi Dane Komljena.

Tytułowa Pani J. cierpi na depresję. Od roku, od śmierci męża, praktycznie nie wychodzi z domu. Nie gotuje, nie sprząta, jedynie patrzy się w przestrzeń. Zbliża się jednak rocznica śmierci małżonka, a wraz z nią nadchodzi chęć do zmiany. W ramach wspominania o zmarłym kobieta chce się zabić. Widzowie obserwują kilka dni poszukiwania sposobu na szybką śmierć. Pani J. ma pistolet (pamiątka po mężu?), ale nie ma amunicji. Mężczyzna, który ją ma, doradza, by jednak poszła do lekarza po środki nasenne. One mogą dać bardziej estetyczną śmierć, bez rozbryzgów mózgu. Musi wcześniej jednak zdobyć zaświadczenie o ubezpieczeniu. Terminy gonią, machina biurokracji miele powoli, a widzowie wraz z bohaterką czują się coraz bardziej zagubieni.

Ta podróż ku śmierci została sfilmowana w nietypowy sposób. Kamera jest możliwie daleko od bohaterki. Pokazuje ją zawsze z oddali, jakby nie istniała sama w sobie tylko w relacji z kuchnią, przedpokojem, poczekalnią. To świadoma decyzja artystyczna i niezły sposób na formalne oddanie depresji, trudno do Pani J. dotrzeć, jakby ją i widzów dzieliła niewidoczna bariera. Z drugiej strony komediowość filmu niekiedy umyka. Requiem... to komedia, która powoli opada w beznadzieję i mrok.

Film wchodzi w dialog z kinem Bałkanów. Nie tylko z Kusturicą i jego naśladowcami, ale też z Dobrą żoną. Vuletic nakręcił sequel tej dobrze odebranej, również w Polsce, produkcji. Skojarzenia nasuwają się same przede wszystkim ze względu na aktorkę odgrywającą główną rolę. Mirjana Karanović tym razem musi poradzić sobie z przebiciem się do widza przez niesprzyjające aktorowi rozwiązania formalne. Karanović znów gra kobietę funkcjonującą w patriarchalnym społeczeństwie. Jej zagubienie w sytuacji braku punktów odniesienia jest autentycznie przejmujące. Nie mogąc być już dobrą żoną nie chce więcej żyć. Nie oznacza to, że film Vuleticia nie ma wymiaru emancypacyjnego. Bohaterka próbuje też porzucić bycie Panią J.. Jedną z możliwych dróg, ale nie jedyną, jest śmierć.