Rosyjska postapokalipsa

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Siergiej Łoźnica konsekwentnie opisuje poradziecką postapokalipsę. Tym razem wybrał się na rosyjską prowincję. Tworząc film fabularny nie porzucił swoich dokumentalnych przyzwyczajeń konstruując przekonujący i zarazem przerażający obraz świata.

Łagodna, wbrew tytułowi, nie jest adaptacją opowiadania Fiodora Dostojewskiego. Od tytana literatury rosyjskiej wzięto jedynie charakter bohaterki. Widz nie poznaje imienia protagonistki, jednak jest w stanie rozpoznać jej charakterystyczną postawę wobec świata. Dostojewskiego i Łoźnicę łączy kobieca samotność, ale powodowana odmiennymi czynnikami. W filmie mąż bohaterki przebywa w więzieniu. Kobieta jest tego pewna przynajmniej do czasu aż nie zostanie jej zwrócona wysłana paczka. Musi się dowiedzieć co się stało, więc jedzie do miasta, w którym znajduje się placówka karna.

Łoźnica nakręcił film o Rosji, jednak rozumianej kulturowo, a nie politycznie. To nie znaczy, że całkowicie niewinnie. Nie bez powodu Łagodna sfinansowana została za pieniądze rosyjskiej bliższej i dalszej zagranicy. Mimo że to obraz, który funkcjonować może jedynie w obiegu obcej kultury pozostaje wierny cyrylicy i językowi rosyjskiemu. Reżyser przygląda się ludziom z perspektywy antropologa, jest w środku wydarzeń, ale zachowuje dystans. Taką postawę w ramach fabuły wzmacnia kobiecym spojrzeniem. To dzięki bohaterce widz może zagłębić się w świat. Jej podstawowa aktywność to obserwowanie. Zmuszona do podróży zanurza się w obcą, nieoswojoną rzeczywistość.

Jaka jest więc Rosja pod podwójnym spojrzeniem Łoźnicy i granej przez Wasilinę Makowcewą kobiety? Przypomina tę z reportaży Swietłany Aleksiejewicz - to zgliszcza po katastrofie. Państwo wciąż istnieje, ale interesuje je tylko zamykanie mniej lub bardziej przypadkowych ludzi w więzieniach i fakt, by informacje o tej losowości nie wydostały się za granicę. Wszystko co wcześniej łączyło ludzi już nie istnieje. Nowe nie tylko nie nadeszło, ale prawdopodobnie nigdy się nie ziści. Kolejne sceny pokazują rozpad wspólnoty. Grupy w autobusie, na poczcie czy w więzieniu to tylko zbiegowiska, ich członków niewiele łączy. Przez ponad dwie godziny reżyser każe słuchać widzom autobusowych kłótni, pijackich piosenek, gangsterskich pogróżek, krzyków funkcjonariuszy i utyskiwania obrońców praw człowieka. To wszystko jednak wciąż za mało, by zrobić wiarygodny film o Rosji. Łoźnica zdecydował się na zejście głębiej, wejście w sferę wyobrażeń. W tym celu nakręcił zamykającą Łagodną sekwencję snu. Pokazuje ona ostatnie więzi, które łączą ludzi: elementy radzieckiego życia z jego ceremoniałem i rezydua kultury ludowej. Mogą się połączyć i utworzyć w miarę spójną całość jedynie w marzeniu sennym. Na papierze takie zamknięcie wydaje się więcej niż interesujące, niestety w praktyce pozostawia wiele do życzenia. Reżyser Majdanu czuje się jak ryba w wodzie w realizmie, zawodzi całkowicie podczas realizacji scen bardziej kreacyjnych. Ostatnie pół godziny, tego i tak długiego filmu, dłuży się w nieskończoność. Reżyserowi należą się brawa za odwagę, ale na wielkie oniryczne dzieła z jego strony nie ma co liczyć.

Przez dwie godziny Łagodna jest filmem, który mógłby bez problemu znaleźć się w czołówce najlepszych obrazów sezonu. Finał nieco studzi emocje, jednak to wciąż mocny artystyczny głos, którego nie da się zignorować. Łoźnica, jak nikt inny, potrafi łagodnie prześlizgnąć się między innymi ludźmi w rozpadającym się świecie, pokazując nie tylko jego mrok, ale też i piękno.

Mam niemal identyczne zdanie. Ostatnia sekwencja jest czytelna w kontekście filmu, ale albo zbędna, albo kiepsko przedstawiona. Wybaczam to jednak Łoźnicy, bo cały film jest świetny, a końcówka, cóż, może nie do końca wyszła, ale ogólnie, dla mnie, nie wyszła też na tyle źle, żeby zepsuć dobre wrażenie z filmu.

Nie wyobrażam sobie tego filmu bez ostatniej sekwencji - to ostatni krąg piekła

To dopowiedzenie, puenta. Nie mam problemów z tą sceną jako z pomysłem, natomiast - podobnie jak Krzysiek - uważam, że ona średnio wyszła. Łoźnica jest znacznie lepszy w realizmie niż w pastiszu.

No ten film to żaden realizm, to koszmar.

Dodaj komentarz