Spotkania na krańcach świata

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

"Iwan, syn Amira" w reżyserii Maksima Panfiłowa opowiada historię Maszy i jej dzieci. Akcja rozpoczyna się gdy główna bohaterka dowiaduje się, że statek, na którym służył jej mąż zatonął, a ona powinna jak najszybciej opuścić Sewastopol. Wszystko już zorganizowano, musi tylko wraz z córką i synem wsiąść na statek. Ich celem ma być Taszkient, jednak jej syn jest jest bardzo osłabiony i potrzebuje natychmiastowej pomocy. Znajdują ją u Amira, sprzedawcy żyrandoli. Trójka Rosjan rezygnuje z dalszej drogi i pozostaje w niewielkiej uzbeckiej wsi, pośród miejscowej ludności. Amir zakochuje się w głównej bohaterce i nie przeszkadza mu w tym fakt posiadania dwóch żon. Siłą rzeczy, pojawienie się obcej rodzi konflikty, ale prawdziwe problemy pojawiają się gdy odzywa się przeszłość kobiety, a nowo utworzony ład zaczyna się kruszyć. Centralną postacią filmu jest Iwan, wspólny potomek Maszy i Amira niebędący ani Uzbekiem, ani Rosjaninem, do końca nieakceptowany przez żadną ze stron.

Znakomita jest odtwórczyni głównej roli, Karolina Gruszka, z każdą jej kolejną rolą nie mogę przestać myśleć o tym, że widzę ją na ekranie zdecydowanie zbyt rzadko. Odgrywaną przez nią postać można było łatwo zepsuć, między innymi dlatego, że w jej usta włożono kwestie, które powiedziane przez kogoś, kto nie pracował z Iwanem Wyrypajewem brzmiałyby jak kicz najczystszej wody. Szkoda, że nie partneruje jej nikt równie dobry, ale może to kwestia tego, że miała najwięcej czasu na przekonanie do siebie widza. Co do warstwy technicznej mam mieszane uczucia. Na pewno „Iwan, syn Amira” ma dobre zdjęcia i nienachalną muzykę, ale niweczy to poprzez drobne, ale wytrącające z rytmu błędy. Niech przykładem będzie scena, w której protagonistka je jabłko, a właściwie dwa różne jabłka, gdyż zmontowano ujęcia, na których widać owoce znacząco różniące się kolorem. Akcja rozgrywa się w latach czterdziestych, ale stylizacja jest bardzo delikatna i naprawdę niewiele w ubiorze, czy scenografii wskazuje na ten okres. Słuszne wydaje się stwierdzenie, że dla wymowy filmu kontekst historyczny nie ma większego znaczenia.

Pewna niejednoznaczność wpisana została w problematykę dialogu międzykulturowego. Na pewno produkcja Maksima Panfiłowa oswaja z muzułmańską kulturą radzieckiego Południa, za co mu chwała, jednak przy tym przyjmuje obrazowanie egzotycznego kraju rodem z czasów tryumfów kolonializmu. Widzimy kolorowe obrazki pełne śniadych ludzi, ale to ten biały okazuje się najszlachetniejszy, najwspanialszy i najbardziej miłosierny. Szkoda, że po tym niepozbawionym jasnych stron filmie pozostaje w pamięci, cytując „Tlen” wspomnianego już Wyrypajewa. „wielkodzierżawny patos”.

Zwiastun:

Też mi się w tym filmie bardzo podobała Karolina Gruszka, ale strasznie mnie denerwowało, jak poczciwi i szlachetni są ci wszyscy ludzie, a to przecież była radziecka Rosja powojenna. Wszyscy dobrzy umarli w czasie wojny:P

W ogóle na tegorocznym Sputniku jakoś mało było patologii ;)

Dodaj komentarz