WFF 9: Zrywa się wiatr

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Wywózki, pociągi, obozy, gwałty, syberyjska tajga, czarny chleb i wódka, tym karmią się od dawna środkowoeuropejskie kultury mające nieszczęście być zbyt blisko Trzeciego Rzymu. To wszystko odnajdziemy w Na skrzyżowaniu wiatrów , jednak, jak chce Jury Ekumeniczne, sprowadzenie filmu Martti Helde jedynie do dawania świadectwa jest robieniem mu gęby, gdyż to obraz o niezwykłej artystycznej sile rażenia.


Na skrzyżowaniu wiatrów opiera się na listach pisanych przez Estonkę Ernę do jej męża Heldura. Oboje zostali wywiezieni na Syberię, jednak rozdzielono ich. Erna wraz z córką trafia do kołchozu, gdzie musi prowadzić życie do jakiego nie była przyzwyczajona. Pracuje przy wyrębie tajgi za minimalną rację chleba. Jedyne co łączy ją z dawnym życiem to córka i listy, kolejne listy, które pisze, a nawet nie ma nawet gdzie ich wysłać.

Nie byłoby w tym filmie niczego szczególnego, w końcu nasz region specjalizuje się w sprzedaży nadwyżki historii z tego okresu już od dłuższego czasu, a jednym z najdoskonalszych produktów była Róża Wojciecha Smarzowskiego. Na skrzyżowaniu wiatrów wyróżnia forma. Do czasu wywózki jest to klasycznie nakręcony czarno-biały film, wraz z nadejściem Rosjan wszystko poza kamerą zamiera. Martti Helde tworzy obrazy z ciał aktorów, którzy zamarzli w pewnych pozach np. podczas wsiadania do pociągu. Kamera w czasie rzeczywistym powoli porusza się między nimi. Podczas długich starannie zaaranżowanych ujęć uważnie studiuje twarze, ubrania, fakturę ścian, drzewa błoto. Do śmierci córki Erny ruch odbywa się z prawej do lewej, jakby pod prąd, wbrew kierunkowi pisma. Gdy kobieta traci powody do buntu i pozwala wydarzeniom biec własnym trybem kamera zaczyna wędrówkę z prawej do lewej. Nieustannie płynie, bez względu na to, co się dzieje.

Obrazowi towarzyszą czytane z offu listy głównej bohaterki, niekiedy bardzo proste, zawsze szczere, ale niekiedy wyjątkowo poetyckie. W połączeniu z pięknem kadrów tworzą wstrząsającą mieszankę. Podczas sceny gwałtu obserwujemy jedynie opustoszały budynek administracji kołchozu, a w kluczowym momencie widzimy jedynie bochenek czarnego chleba i butelkę wódki. I jest to wstrząsające.

Słowo i obraz współistnieją i się doskonale uzupełniają wytrącając widza z jego kinowych przyzwyczajeń. Pozostawałem bezbronny wobec piękna ujęć i brutalności tekstu. Szkoda, że jury miało mocniejsze pancerze.

Zwiastun:

Jury ponoć płakało na tym filmie. A jednak nic to nie dało. Szkoda, bo chętnie bym to zobaczyła. Szanse na to, że film wejdzie do kin pewnie marne.

Szkoda, chętnie bym zobaczył ten film

Był w kinach dopiero co.

Dodaj komentarz