Żurawie origami

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

"Jeśli chcecie mrugnąć, to teraz!". Słowa wypowiadane przez głównego bohatera najnowszego filmu studia Laika pt. Kubo i dwie struny stanowią świetną zapowiedź tego, co czeka widza. Przed tą niezwykłą animacją należy się przygotować na uważne oglądanie. Szkoda stracić choćby sekundę.

Travis Knight rozpoczyna swój film bardzo mocno, od sekwencji, w której matka Kubo płynie ze swoim maleńkim dzieckiem przez wzburzone morze. Udaje jej się pokonać jedną falę, ale druga wyrzuca ją za burtę. Głównego bohatera poznajemy po latach, kiedy zarabia na życie opowiadając historie. Grając na shamisenie animuje figurki z origami, które odtwarzają opowieść. Chłopiec ma jeden obowiązek, musi wrócić do domu przed zmrokiem. Kiedy raz łamie zakaz musi opuścić rodzinną miejscowość ścigany przez siostry matki, zamaskowane boginie księżyca. By przeżyć wyrusza na poszukiwanie trzech przedmiotów, które pozwolą mu zmierzyć się ze ścigającymi go ciotkami. W podróży towarzyszy mu małpa o wybuchowym temperamencie (Charlize Theron) i wojowniczy żuk z amnezją (Matthew McConaughey).

Kubo to typowy heros solarny. Jego domeną jest pełne światło dnia, swoją moc zawsze manifestuje w promieniach słońca. Po drugiej stronie znajduje się, jak zawsze ambiwalentna, Wielka Bogini związana z księżycem. W Kubo... występuje w triadzie. Równocześnie jest matką, dawczynią życia, jak i jej dwiema siostrami, których celem jest życie odbierać. Ciotki mają za zadanie znaleźć chłopca i wyłupić mu oko, odłączając go jednocześnie i od jego niebezpiecznego solarnego, męskiego aspektu, jak i od świata ludzi. Ta bardzo stara opowieść o starciu męskiego z żeńskim, ying z yang i nawet uzupełnienie jej nieco bardziej współczesnym wątkiem rodzinnym nie jest w stanie tego ukryć. Widać to zarówno w strukturze opowieści, konstrukcji bohatera i symbolice (solarny żuk, makak japoński z racji miejsca swojego występowania przynależący zdecydowanie do yin). Jak większość mitów i ten charakteryzuje się okrucieństwem, co niezbyt sprawnie przysłonięto typowym dla kina familijnego humorem, który, trzeba powiedzieć to szczerze, bywa czerstwawy.

Kubo i dwie struny jest przede wszystkim pokazem potęgi animacji. To najdoskonalsze dzieło Laiki, co w świecie filmu animowanego znaczy wiele, w końcu każda ich produkcja zdobyła nominację do Oscara. Tym razem twórcy Pudłaków postanowili rzucić się na głęboką wodę tworząc metaanimację. Główny bohater jest animatorem, ożywia origami, więc przed fachowcami z Laiki stanęło trudne zadanie stworzenia filmu kukiełkowego o chłopcu tworzącym animacje z papieru. Trudno powiedzieć jakim cudem to się udało, ale niektóre sceny zrobiono tak, że trudno uwierzyć w bogactwo pomysłów i w jakość wykonania. Sekwencje na statku stworzonym ze spadających liści czy brawurowa scena walki z gigantycznym szkieletem będą imponować jeszcze długo. Również dlatego, że ze względu na fizyczność filmowanych obiektów Kubo... zrealizowany jest jak film aktorski. Nieczęsto zdarza się animacja, która w takim stopniu wykorzystywałby zbliżenia i szerokie plany.

Efektem jest obraz, który estetycznie i narracyjnie stoi wyżej od wszystkich pozostałych amerykańskich produkcji mijającego roku. Prawdopodobnie Laika po raz piąty obejdzie się smakiem i będzie musiała uznać dominację wielkich studiów, znosząc przyznanie Oscara dla pełnometrażowego filmu animowanego jakiejś nieco bardziej mainstreamowej propozycji. Co z tego, skoro tylko ona potrafi stworzyć film, podczas którego nie można mrugać.

Zwiastun:

A ja tam mam przeczucie, że Laika zgarnie tę statuetkę. Czas najwyższy.

Nie byłbym taki pewien. Od lat w tej kategorii rywalizacja jest bardzo zacięta. Ciekawe czy i która nieanglojęzyczna animacja dostanie nominację (Cukinia? Czerwony żółw?).

"Cukinia" to by mogła, bo byłaby to uczciwa konkurencja dla "Kubo". "Czerwonego żółwia" jeszcze nie widziałam niestety.

Ech, miałeś rację. Skoro Złoty Glob powędrował do "Zwierzogrodu", to Oscar powędruje tym bardziej.

Dodaj komentarz