Krzysztof Osica

napisał o Władca pierścieni: Powrót króla

Zdecydowanie najlepsza część filmowej trylogii. Wszystko jest na swoim miejscu, niczego nie brakuje. Wielkie widowisko.

Zdecydowanie się zgadzam. Napięcie rośnie powoli, ale stale, a wszystko idzie sensownie mimo wielu wątków. Jak generalnie nie jestem fanem epiki, tak tu jest ładnie wymieszana z perspektywą pojedynczych bohaterów, zwykłych ludzi (i nieludzi =} ).

Polecam Extended Edition, gdzie bitwy są jeszcze dłuższe:). Bitwa w "Avatarze" też robi wrażenie, ale gdzie jej tam do genialnych rozwiązań z "Dwóch wież" (mój faworyt, bo walczą w nocy podczas deszczu) , albo "Powrotu króla". Ale ja i tak najbardziej lubię "Drużynę pierścienia" za magię i klimat :)

"Drużyna pierścienia" to była dla mnie wielka porażka - liczyłem tylko na piękne widoki Nowej Zelandii, bo jak mówiłem epika mnie nie zwilża za bardzo i poszedłem tak głównie dla towarzystwa, a tu nawet tego nie było: prawie wszystko (poza Shire na początku) ponure, reżyser nadużywał głośnych efektów (uszy mnie bolały po seansie, nigdzie indziej tego nie miałem), i akcja się tylko zawiązuje, a do końca daleko (kilka lat...).

Dwie wieże lepsze, a im bliżej końca, tym wszystko coraz lepiej się zazębia i rozwiązują się wątki. Dopiero wtedy widać sens całej układanki.

"Drużyna" jest bardzo wierną ekranizacją. Bez niej nie miałyby sensu pozostałe części. Książka też rozwija się pomału, aż do wielkiego finału w Powrocie króla. Gdyby od razu zafundować widzom wielkie bitwy, byłoby to przede wszystkim niezgodne z Trylogią Tolkiena, ale i po prostu nudne, bez emocji. Najbardziej istotny we Władcy pierścienia jest sam pierścień, a najważniejsze informacje o nim przekazane są właśnie w Drużynie. Bywają w filmie sceny ponure i mroczne, ale taka jest lektura Tolkiena i chwała mu za to, że potrafił napisać poważne fantasy, za co okrzyknięto jego trylogię książką XX wieku.
Poza tym, znaczna większość czytelników Tolkiena powie Ci, że pierwsza część filmu jest najlepsza :). Jest w niej najwięcej książkowego klimatu Śródziemia. Są fantastyczne zdjęcia i dialogi. Muzyka to istne cudo (są koncerty nawet, a ostatnio był w Krakowie). Aktorsko też najbardziej podoba mi się ta odsłona. Poznajemy kolejno charaktery poszczególnych postaci wyprawy we właściwym rozwojowi akcji tempie. W kolejnych częściach fajnie uzupełnia tą mieszankę kulturową niejaki Gollum.

Nie każde kino ma dobry dźwięk ( byłem na kilku fatalnych jakościowo seansach, które psuły wrażenie, a wręcz wnerwiały ), a płyta takich defektów nie dostarcza. Mam taką hipotezę, że fantastykę najlepiej ogląda się samemu, ale pewnie bredzę.

O, zmieniłeś się na twarzy. =}

Hint: JRRT czytałem tylko kiedyś "Rudy Dżill i jego pies", ale wtedy nawet nie wiedziałem z kim obcuję. I mi się nie podobało. =}

Jako widz tej trylogii (bez zainteresowania i szacunku dla książki) przemontowałbym tak:
- cz. I - tyle co każda ekspozycja - pewnie ze 20-25% czasu
- cz. II - 75-80%, co po sklejeniu z cz. I daje jeden film
- cz. III - bez zmian

Nie taką znowu bardzo wierną, z "Drużyny" usunięto chyba najwięcej wątków (Las, Bombadil, Kurhany). Zaznaczam, że czytałem "Władcę pierścieni" wielokrotnie, ale dawno, film oglądałem w kinie, więc też mogę się mylić. Nadal będę się upierał, że "Powrót króla" jest najlepszy. Jest to moja subiektywna opinia, trzeci tom "Władcy" podobał mi się najbardziej i przekłada to się na film.

Mam podobne zdanie jak Jackson co do tych scen na Kurhanach i Bombadila w nich uczestniczącego, że nic nie wnoszą do historii i są mało filmowe.

W ogóle się ostatnio nie zgadzam z Kociem.
Pół "Powrotu Króla" zajmują różnego rodzaju pożegnania, zakończenia itd i było to trochę nużące jednak. A najbardziej lubię właśnie "Drużunę pierścienia", bo jest kameralna i klimatyczna. Chociaż nie mam też nic przeciwko "Dwóm wieżom" - jest tam dużo Sarumana, a ja pasjami lubię Christophera Lee.

No właśnie - dlaczego mi to robisz? =}

To tylko takie przyjacielskie szturchnięcia :)

Uff, już myślałem, że się nie lubimy albo co, tylko ja jeszcze o tym nie wiem. =}

Dla mnie, osoby, która przez pisaninę Tolkiena nie przebrnęła, bojąc się coraz głębszych ziewów grożacych odpadnięciem żuchwy, "Drużyna..." również była absolutnie najlepszą częścią. W pozostałych dwóch albo za dużo było wspomnianych przez Esme ckliwych pożegnań albo nużących swoją rozległością scen batalistycznych (oczywiście pod względem rozmachu niesamowitych). Drużyna ma wszystko co w kinie tego typu cenię. Powolne zawiązywanie akcji, kameralnośc, odpowiednio nieśpieszne wprowadzenia postaci, sporo niezgorszych dialogów i taką nutkę ekscytacji pojawiąjącej się na myśl o wielkiej przygodzie czekającej bohaterów i widza w dalszych częściach historii.