Krzysztof Osica

napisał o V jak Vendetta

Wynudziłem się na tym filmie jak mops. Nie jest to festiwal najbardziej wyświechtanych motywów kina popularnego jaki podziwiałem w "Dystrykcie 9", ale twórcy się starali. Typowe komiksowe państwo totalitarne, jedyny sprawiedliwy ze swoją mroczną przeszłością i słodka idiotka. Plus sporo błyskotliwych wypowiedzi, które błyszczeć nie chcą, oraz Natalie Portman pozbawiona chęci do grania. Przykro mi to mówić, ale najlepszym elementem tego obrazu jest maska głównego bohatera.

No więc państwo totalitarne jest w tym filmie bardziej komiksowe niż w komiksie, bo faszystowska Wielka Brytania u Moore'a to jedna z bardziej przygnębiających i sugestywnych wizji, z jaką się zetknęłam :) W zasadzie zgadzam się z zarzutami, ale nie z końcowym wnioskiem. Dla mnie ten film ma prowokacyjną, anarchizującą energię, która pozwoliła mu stać się kultowym. Energię pochodzącą częściowo z wyśmiewanej przez Ciebie prostoty. Do ludzi nie przemawiają wyrafinowane wizje, przemawiają do nich emocje, a jest tu kilka scen naprawdę elektryzujących (jak np. ta z kostkami domino). Owszem, jest też sporo fragmentów nieco obciachowych, np wątek miłosny (w powieści graficznej relacja V i Evey była nieco bardziej skomplikowana), ale pamięta się głównie te fajne. Ale może przemawia przeze mnie zamiłowanie do bajerów. :)

Ja przyznam, że mi się też za bardzo nie podobał. Nie pamiętam już dlaczego (i dlatego tak trochę zachowawczo dałem 6), ale chyba nudne to po prostu było. Może kiedyś powtórzę, to się wypowiem pełniej.

No dobra, scena z dominem była świetna, uczciwie to przyznaję. Szkoda mi trochę macoszego podejścia do państwa w tym filmie. Boli mnie to tym bardziej, że akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, a ta wydała Tomasza Hobbesa - filozofa uzasadniającego konieczność istnienia władzy absolutnej. Gdzieś w tym filmie słychać echa jego myśli politycznej, ale to wszystko jakieś zniekształcone i infantylne.
Byłbym w stanie wybaczyć "V..." wszystko gdybym się tak strasznie nie nudził.

Nuda to faktycznie decydujący argument, przynajmniej dla mnie.
Infantylizacja nastąpiła w procesie ekranizacji. Myślę, że w imię zadowolenia Twoich intelektualnych oczekiwań powinieneś skądś skombinować komiks (np. pożyczyć ode mnie) i się z nim zapoznać. Nudzi zdecydowanie mniej. :)