Krzysztof Osica

napisał o Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Plusy: łoś, świnia, muflony, orły, Galadriela. Sorry, ale z tego nie ulepię wyższej oceny niż czwórka, mimo że łoś jest epicki i naprawdę się z jego powodu, podobnie jak świni, wzruszyłem, a bez muflonów tańca na lodzie Thorin - Azog by nie było. W moim rankingu najbardziej żenujących scen pierwsze miejsce zdobywa starcie Thorina Dębowej Tarczy ze Złotą Podłogą. CGI zestarzeje się na dniach (smok w Esgaroth już wygląda słabo), humor nie jest najwyższych lotów, a dialogi można streścić w trzech słowach (złoto, złoto, złoto). Szkoda, że jedyna szczerozłota rzecz w tym filmie to głos Cate Blanchett.

Też bym to pewnie tak ocenił, gdyby nie postanowienie, że P. Jackson nie dostanie ode mnie za te hobbity ani grosza ;)

Ilekroć na ekranie pojawił się ten łoś, zaczynałam się zastanawiać, jakim cudem król elfów przeciska się na nim przez bramy, przejścia, krzaki etc.

To fantastyka. Mnie zawsze zastanawia na przykład R2D2 ze Star wars. Wolny, zamulony, sztywny, a jednak wejdzie wszędzie i w dodatku nadąży za każdym. Absurd, ale przymykam oko.

Puścił wojsko przodem, to mu krzaki rozdeptało. Łoś musiał mieć takie szerokie rogi, coby się więcej orków na nich zmieściło.

Bajdełejem, jak ktoś się wybiera jeszcze raz, to może mi zrobić przysługę i zmierzyć czy w tym filmie więcej czasu ekranowego mają łosie, świnie, muflony, niedźwiedzie i orły czy Bilbo.

Widziałam 2 razy, ale już za pierwszym było dla mnie oczywiste, że dziczyzna ma więcej czasu na ekranie niż hobbit i zresztą na to narzekałam. Najwięcej było chyba Thorina, więc nie jest do końca tak, że główny bohater jest zbiorowy i ma sierść.

Przez te Wasze gadki się rozczarowałam, bo myślałam, że dziczyzny będzie przynajmniej tyle co w "Mononoke".

Łoś. Po prostu łoś.